Prawo jazdy na Filipinach – uwagi praktyczne

Prawie sobie załatwiłem kolejny wylew, więc zwolniłem nieco i z pewnym opóźnieniem garść informacji o uprawnieniach do prowadzenia i załatwianiu lokalnego prawa jazdy.

Obywatele polscy mogą jeździć na polskim (nawet nie na międzynarodowym) prawie jazdy przez 90 dni od daty pierwszego przekroczenia granicy. Ergo jak planujesz wakacje to nie musisz robić kompletnie nic ze swoim prawem jazdy. Trzeba tylko mieć ze sobą paszport. No i tłumaczyć grzecznie, ale stanowczo policjantowi, który może być nie w temacie, że Land Transportation Office naucza, że 90 dni można.

urzad

Zaś każdy posiadacz dowolnego prawa jazdy może sobie zrobić konwersję na filipińskie bez problemu. Trzeba tylko przejść badania, że się nie jest narkomanem i zapłacić, niedużo nawet. HAŁEWER polscy urzędnicy w doskonałości swojej nie wpadli na pomysł, żeby polskie prawo jazdy miało coś tam po angielsku. Unia, nie Unia, my nie gęsi i furda. Zresztą może jakiś ważny strategiczny powód był, nie wiem. Grunt, że nie ma po angielsku więc konwersja nie jest możliwa. Trzeba mieć tłumaczenie. Niby drobiazg…

– potrzebujemy tłumaczenia tego prawa jazdy bo nie jest po angielsku
– rozumiem, kto to może przetłumaczyć?
– musi być tłumaczenie, bo nie jest po angielsku
– ale kto? czyje? ja to mogę od ręki przetłumaczyć, ale jakie tłumaczenie honorujecie?
– ambasada
– na Filipinach nie ma polskiej ambasady, ani konsulatu (jest tylko konsul honorowy)
– musi być tłumaczenie z ambasady
– ale na Filipinach nie ma polskiej ambasady!
– rozumiem
– to kto jeszcze to może przetłumaczyć
– ambasada
– spójrz na mnie [nerwy mi już zaczynały się męczyć] na Filipinach nie ma polskiej ambasady, najbliższa jest w Malezji!
– to jedź do Malezji
– proszę wskazać mi pani przełożonego
– ale musi być tłumaczenie
– rozumiem, chcę rozmawiać z pani przełożonym [machła ręką przed siebie i wybełkotała coś o administration office].

Poszłem (bo, jak mawia Bałtroczyk, było blisko). Cieć się zdumiał, ale po krótkiej konsultacji z innymi machnął ręką w jakimś kierunku i dodał sekend flor. Poszłem. Wchodzę

– dzień, dobry ta sama gadka, że mam prawo jazdy nie po angielsku, musi być przetłumaczone, ale na Filipinach nie ma polskiej ambasady, co robić, kto to może jeszcze przetłumaczyć, kogo honorujecie?
– musi być przetłumaczone przez ambasadę
– [siedem, osiem, dziewięć, dziesięć] ale na Filipinach nie ma polskiej ambasad, to co mam zrobić?

I tu mistrzostwo świata, włącza się siedzący obok pan (a jesteśmy już na wyższym lewelu, schodami w górę i w prawo, więc tam już siedzi przecie lepszy sort):

– to dlaczego nie ma na Filipinach polskiej ambasady?
– [nie wiedziałem co odpowiedzieć, może coś w stylu, że była, aleście zeżarli dyplomatów] no to jest pytanie do mojego rządu, albo do waszego, ale ja jestem tu i teraz i mam konkretny problem [i całą mocą języka pozawerbalnego nadaję, że jestem i się nie ruszę dopóki mi nie dacie jakiegoś rozwiązania].

Zaprowadzili mnie do szefa. A tam inny świat. Kulturalnie, życzliwie, przyjaźnie, frontem do klienta. Proszę siadać, opowiedzieć, co pana sprowadza na Filipiny, jak długo pan tu jest, jak długo zamierza, a gdzie, a jaki biznes, a czy jest fajnie, rozumiem i widzę dwa rozwiązania – może pan wysłać maila do Malezji, żeby przetłumaczyli i ja to przyjmę, tylko trzeba będzie później donieść żywy papier z pieczątkami, albo może pan rozpocząć procedurę od students permit i zrobić filipińskie prawo jazdy, zdać egzamin, który pan zda bez żadnego problemu i już. Za miesiąc może pan zdawać.

Po krótkiej wymianie zdań i uściśleniu kilku rzeczy w tym faktu, że oni 26.12 nie mają świąt już i tego, że na papier z Malezji mogę czekać do Trzech Króli 2118 roku wybrałem opcję B. To i mówię wybieram bramkę drugą.

– To gdzie mam się udać?
– Ale nigdzie, siadaj pan, pani Basiu! [tup, tup, tup, wchodzi ta opryskliwa baba od „jedź se do Malezji”] pani weźmie te dokumenty i załatwi panu students permit.
– oczywiście panie dyrektorze

Podziękowałem uprzejmie i poczłapałem za panią Basią (znaczy na imię miała jakoś inaczej, ale nie spamiętałem).

– Pan tu siądzie, pan poczeka

Zasiadłem. Z jednej strony to straszne. Ale z drugiej dość wygodne… Biurokracja na całym świecie rządzi się podobnymi, albo wręcz takimi samymi prawami. Panienka z okienka przestaje być opryskliwa i niemożliwe staje się możliwe kiedy zostaje wezwana do przełożonego i widzi cię z nim w swobodnej pogawędce…

A procedura zdobywania prawka na Filipinach jest prosta jak konstrukcja cepa. Oni tam/tu na prawdę walczą z korupcją i oszustwami.

Najpierw trzeba się zarejestrować. Się dostaje students permit i można przez rok (ale minimum miesiąc) jeździć, ale w towarzystwie ktosia, kto ma prawo jazdy. Potem się przychodzi raz jeszcze, zdawa egzamin i już. Egzamin jest ponoć tylko teoretyczny. Tak twierdzą urzędnicy, ale nie przeszkadza im to wywiesić kartki z informacją, że na egzamin trzeba się stawić z własnym pojazdem…

Po egzaminie dostaje się prawo jazdy, ale… Nikt nie wie na co. Mówię, że ja to potrzebuję na motocykl/skuter i na samochód. Non-profeszional.

– Tak.
– To będzie na samochód, na skuter czy na jedno i drugie.
– Tak.
– Na samochód?
– Na jedno. Na drugie trzeba przyjść po tygodniu
– Po co po tygodniu?
– No na drugie
– Ale tylko przyjść i odebrać, czy drugi raz egzamin, czy cała procedura drugi raz?
– Tak

A na moje pytanie o to do czego mi ten papier co to go właśnie odtąd mam, czy mogę prowadzić samochód odpowiedzi były od „siuur maaaan, po to masz ten papier” do „chyba cię pokopało amerikano popieprzony, oczywiście że nie możesz z tym prowadzić”.

Dałem spokój. Siedziałem już tam trzy godziny w duchocie i wrzasku, bo system mają tak debilny i organizację pracy tak kretyńską, że szkoda gadać. I ci ludzie na prawdę tam tyrają. Pojęcia nie mają co robią i jak coś o milimetr wystaje poza szablon to się zawieszają, ale zasuwają. A system mają taki, że szkoda gadać. Przez ogromny głośnik na cały regulator wołają kolejne osoby po odbiór. Uszy krwawią.

Enyłej. Mam teraz papier, który mnie upoważnia do prowadzenia samochodu (chyba) i skutera (chyba) ale w towarzystwie kogoś z prawem jazdy więc sobie nie poprowadzę. Ale to nie szkodzi, bo nie minęło jeszcze 90 dni od wjazdu więc mogę używać polskiego prawa jazdy.

Choć sobie nie poużywam bo nie mam co prowadzić. ALE… Ponieważ pytałem policjanta i pytałem gościa w wypożyczalni samochodów o to polskie prawko i zgodnie odpowiedzieli NIE. Więc chyba sprawdzę jakoś.

A za miesiąc się może dowiem na co mogę mieć prawo jazdy. Lokalsi mówią, że tu się prawo jazdy ma na wszystko. I dopiero profeszional jest inne bo się jest zawodowym kierowcą i można dołożyć autobusy i ciężarówki. Teraz (2018) już wiem, że to nieprawda

 

A tu jest oficjalne potwierdzenie tego co napisałem.

2 myśli w temacie “Prawo jazdy na Filipinach – uwagi praktyczne

Dodaj komentarz