Biurokracja zżera wszystko

Dziś bardzodaleko w biurokratyczne absurdy. Kiedy byłem na Filipinach miałem fantazję, żeby prowadzić samochód. W końcu do tego nie doszło, ale przeszedłem przez biurokratyczne tryby co opisałem oczywiście tutaj.

Ponieważ jestem już oficjalnie bezdomny i polski klimat dosłownie mnie zabija, wybieram się do Azji znowu. Postanowiłem się przygotować. Żeby zrozumieć głębię tego jak bardzodaleko w absurd – dobrze jest się zapoznać z opisem mojej przygody z filipińskim prawem jazdy.

Najpierw chwila refleksji. A właściwie pytanie retoryczne, ale pełne bólu. Międzynarodowe prawo jazdy się dostaje po prostu, wystarczy wypełnić druczek i dać fotkę. Dlaczego więc polskie prawo jazdy nie może być od razu automatycznie międzynarodowe? Albo dlaczego nie ma tam słowa po angielsku na przykład?

Poszedłem wyrobić sobie prawo jazdy na wypadek, gdyby znów mnie naszła fantazja/potrzeba/możliwość prowadzenia pojazdów mechanicznych w Azji. Zaniosłem druczek i fotkę, zapłaciłem 35 zł i „pan się zgłosi za dwa dni”. Dwa dni? Cud normalnie pomyślałem, ale to był dopiero początek.

Zapłacić w polskich urzędach się nie da bo nie ma kasy. Za to jest ajencja Banku PKO, która jest czynna kiedy chce i bierze 3,50 od operacji. Plus opłata za wypłatę jeśli ktoś chce płacić kartą…

Okazało się, że prawo jazdy mam ze starym adresem więc najpierw muszę zmienić polskie prawo jazdy (100,50 zł), a potem odebrać to międzynarodowe. Trwa to miesiąc. Bo dlaczego nie?

Ale ja się stąd zaraz wyprowadzam przecież. No to panie (miłe, nie ich wina, że mają debilne przepisy) ustaliły, że mi zrobią to prawo jazdy na stary adres, skoro nowy też zaraz będzie stary. Super.

W naiwności swojej myślałem, że zamiast mieć polskie prawo jazdy, będę sobie nosił to międzynarodowe. Jedna plastikowa karta zamiast innej. Proste. Logiczne…

No właśnie. Ale międzynarodowe prawo jazdy NIE JEST ważne w Polsce, a za granicą trzeba mieć oba, bo prawo jazdy międzynarodowe jest suplementem do polskiego.

Trudno, myślę sobie, głupie to, ale będę nosił dwie karty w portfelu zamiast jednej – nie tragedia. Ale to nie był koniec niespodzianek.

Otóż są dwie konwencje, genewska i wiedeńska i prawo jazdy (międzynarodowe) może być ważne na kraje wymienione w jednej albo w drugiej. Polska jest w obu. Filipiny też. Ale niektóre inne kraje nie. Dlaczego więc prawo jazdy nie może być ważne na obie konwencje skoro obie są ważne i Polska jest w obu? Z bardzo ważnego powodu – bo nie.

Trudno, myślę sobie, w gruncie rzeczy i tak po Australii na przykład sobie nie pojeżdżę.

Po dwóch dniach poszedłem odebrać moje piękne nowe międzynarodowe prawo jazdy. Które muszę wozić razem z polskim. I to jest proszę pań i panów książeczka formatu A6 ze szmatławego papieru stron osiem plus okładki. Głównie pusta przestrzeń i wewnątrz 6 razy to samo w sześciu językach. Ważne tylko 3 lata.

Kurtyna.

Szczęśliwie na Filipinach na przykład się idzie z tą książeczką i niemal od ręki wymiena na lokalne prawo jazdy i już. To gdzie jest ten trzeci świat?

2 myśli w temacie “Biurokracja zżera wszystko

Dodaj komentarz